Przy okazji wykonywania papierowych gwiazd, obeszłam kilka sklepów z artykułami szkolnymi
w moim mieście. Szukałam idealnego złotego brystolu (jak się okazało to wcale nie takie łatwe zadanie). Kierowałam się już do domu, ciągle bez upragnionego złotego brystolu. Nagle przypomniało mi się, że gdy lekko zboczę, po drodze jest jeszcze jeden sklepik plastyczny. Weszłam, zapytałam o brystol. Jest! Od słowa do słowa, zaczęłyśmy z Panią dyskusję.
w moim mieście. Szukałam idealnego złotego brystolu (jak się okazało to wcale nie takie łatwe zadanie). Kierowałam się już do domu, ciągle bez upragnionego złotego brystolu. Nagle przypomniało mi się, że gdy lekko zboczę, po drodze jest jeszcze jeden sklepik plastyczny. Weszłam, zapytałam o brystol. Jest! Od słowa do słowa, zaczęłyśmy z Panią dyskusję.
Sklep istnieje odkąd pamiętam. Ale tylko do końca grudnia tego roku, bo się nie opłaca. Zrobiło mi się jakoś tak przykro.
W moim mieście, na rogu ceglanej kamiennicy była pracownia witraży. Była, bo wygląda, jak gdyby pewnego dnia ktoś ją zamknął i już więcej nie wrócił. Duże okna wystawowe zakurzone i błyszczące dekoracje już bez blasku. Wewnątrz stoi kilka witraży. Kiedy idę obok, a przechodzę tam prawie codziennie, bo to niedaleko naszego osiedla, też mi się robi przykro.
Zastanawiam się, co jest powodem tych moich przykrości. I chyba chodzi o przemijanie. Bo ktoś duszę tchnął w te miejsca, a później bach! I nie ma! Bo zdrowie nie to samo. Bo ciężko nadążyć za technikami marketingowymi. Bo się nie opłaca. Bo czas po prostu mija.
Nie wiem co się stało z właścicielami pracowni witraży, ale mam nadzieję, że miła Pani ze sklepu z artykułami plastycznymi odnajdzie swoją nową przestrzeń. By mogła w coś wkładać serce i zwyczajnie się z tego cieszyć. Bez rozpamiętywania.